MEDAL SPRAW WADLIWYCH

Obiekt, audio
2022-2023

Praca problematyzuje narrację towarzyszącą takim przypadkom upamiętniania Polaków ratujących Żydów, w której pomija się, bądź umniejsza rolę polskiego donosu, doprowadzającego do śmierci zarówno Żydów, jak i ukrywających ich Polaków. Zwraca także uwagę na rozbieżność w traktowaniu ciał polskich i żydowskich ofiar. 

Inspiracją do stworzenia medalu była sprawa upamiętnienia Józefy Gajur, jej trzech wnuków oraz żydowskiego niemowlęcia Lejby Bursztyna, którzy najprawdopodobniej w wyniku polskiego donosu zostali zamordowani przez Niemców. Ciała polskich ofiar zbrodni pochowane zostały na miejscowym cmentarzu katolickim, grób odnowiono w 2021 roku. Żydowskie dziecko zagrzebane zostało w pobliżu miedzy, nieopodal domu Gajurów, dziś jest to miejsce uprawy rolnej. Matka dziecka – Ryfka Bursztyn, która przeżyła wojnę, w 2014 roku próbowała odnaleźć grób synka. Bezskutecznie.

Kontekst powstania pracy 

1 czerwca 2020 roku we wsi Majdan Obleszcze (woj. lubelskie, pow. kraśnicki) odbyły się uroczystości upamiętniające mord rodziny Gajurów. Wydarzenia rozpoczęły się od odprawionej mszy świętej w miejscowym kościele. Następnie zgromadzeni wraz z będącą w niemal pełnym składzie Grupą Rekonstrukcyjno Historyczną im. płk T. Zieleniewskiego, która patronowała uroczystościom, udali się na miejsce zbrodni do nieistniejącego już dziś przysiółku Kolonia Pasieka. Po odczytaniu Apelu Pamięci, złożeniu kwiatów, wygłoszeniu przemówień przez polityków padła salwa honorowa. Wydarzeniu towarzyszyła ekipa TVP3 Lublin.

W czwartym numerze lokalnego czasopisma Nowiny Szastarskie z grudnia 2017 roku w artykule Losy żydowskiego dziecka Lejbusia Bursztyna w pamięci mieszkańców Majdanu-Obleszcze Mirosław Wielgus na podstawie wspomnień swoich bliskich i lokalnych mieszkańców opisuje kulisy tragedii:

Lejbuś Bursztyn był dzieckiem Żydów: Ryfki, zmarłej 2 lata temu, i Motka Bursztynów. Skąd więc ich syn wziął się u Gajurów? Otóż pani Gajur była akuszerką i pomagała przyjść na świat Lejbusiowi. Miejscem, w którym urodził się ten chłopiec, był las, gdyż tam, Ryfka i Motek ukrywali się przed Niemcami. Jak wiadomo, las nie jest odpowiednim miejscem do wychowywania dziecka, więc Ryfka uprosiła (prawdopodobnie zapłaciła), żeby pani Józefa wzięła na razie do siebie ich dziecko. I tak się stało. Był to rok 1942, październik.

[…]

Józefa Gajur miała dwie córki: Feliksę i Antoninę, i prawdopodobnie syna Jana, który zginął w obozie. Feliksa miała troje dzieci: Kazimierza, Józefa-Mieczysława i Władysława, którzy w chwili śmierci mieli kolejno lat: 12, 10 i 5 i mieszkali z babcią Józefą Gajur.

[…]

Pierwszy czerwca 1943 roku był bardzo upalnym dniem. Moja babcia Stefania była na swoim polu, na którym plewiła proso. Pole to znajdowało się jakieś 100-120 metrów od placówki Gajurów. Babcia słyszała odgłosy krzątaniny i rozmów, dobiegających stamtąd. Gajurka i Feliksa poganiały dzieci, żeby szykowały się do kościoła w Wierzchowiskach na nauki przed komunijne. Po kilkunastu minutach babcia skończyła swoją pracę i ruszyła do domu. W tym momencie zobaczyła, że zbliża się w jej stronę Feliksa, a za nią biegnie jej syn, 5-letni Władzio, i prosi, żeby zabrała go ze sobą, ale Feliksa kazała mu wracać. Po drodze dołączyła do babci, gdyż szła w tym samym kierunku. Tłumaczyła, że nie może zabrać ze sobą Władzi, bo idzie do siostry do Polichny, żeby pomóc jej w praniu. Gdy dochodziły do naszej placówki, zobaczyły Niemców. Była to duża ilość policji granatowej (II kompania 32 Pułku Strzelców Policji Niemieckiej). Niemcy zbliżali się od strony Brzozówki i byli niedaleko rodziny Białych (naszych sąsiadów), gdy podzielili się na dwie grupy. Jedna skręciła w stronę Kolonii Pasieka, a druga – w stronę Moczydeł. Feliksa powiedziała, że na pewno idą do nich i chciała biec z powrotem do domu, ale babcia zatrzymała ją i uspokajała, że na pewno nie do nich, no bo w jakim celu? Przecież ich rodzina to tylko dwie kobiety i troje dzieci. Ale jak się okazało, Feliksa miała rację. Niemcy zaszli gospodarstwo Gajurów z dwóch stron, ustawili się w półpierścień i zaczęli strzelać w strzechy budynków, które natychmiast stanęły w płomieniach. Mieszkańcy wsi na widok dymu, ognia i odgłosu wystrzałów, zbiegli się na nasze podwórko, i – jak opowiadała babcia, całe szczęście, bo sama nie zdołałaby utrzymać wyrywającej się z rąk Feliksy. Jeszcze po wielu latach, na wspomnienie tego strasznego dnia, babcia Stefania nie mogła opanować łez, mając przed oczyma Feliksę, która na przemian płakała, krzyczała, wyrywała się i mdlała. Feliksa nie mogła sobie wybaczyć, że kazała wracać do domu swojemu najmłodszemu synowi, który koniecznie chciał jej towarzyszyć. Gdy ogień dogasał, Niemcy odeszli. Ludzie pobiegli w stronę Gajurów. Z budynków zostały zgliszcza, a w nich spaleni ludzie. W domu znaleziono czworo spalonych dzieci, czym ludzie byli zdziwieni, bo przecież Feliksa miała ich tylko troje. Później przyznała się niewielkiej grupce osób, że ukrywali u siebie rocznego, żydowskiego chłopca – Lejbusia Bursztyna. Józefa Gajur musiała być w momencie przybycia Niemców w oborze, gdyż leżała na jej progu. Tułów na zewnątrz a spalone nogi wewnątrz (prawdopodobnie, gdy chciała wyjść z tej obórki, została zastrzelona).

Kwestię donosu odnajdujemy w poniższych fragmentach:

Na Majdanie mieszkał osobnik, który nazywał się Dominik Kowalik. Przed wojną był on sołtysem wsi, natomiast w początkach wojny został informatorem policji polskiej i członkiem KPP (Komunistyczna Partia Polski), a następnie konfidentem policji niemieckiej. Był to wyjątkowo okrutny i chciwy człowiek, przez niego zginęło wielu ludzi, głównie Żydów, no i oczywiście czerpał z tego duże korzyści majątkowe. On miał donieść Niemcom, że Józefa Gajur, ukrywa w domu Żydów. 

[…]

Wracając jeszcze do tych strasznych wydarzeń, muszę opowiedzieć o przypuszczeniach pani Władysławy Wojtalaś [wnuczka Józefy Gajur D.M]. Rzecz dotyczy tego, kto doniósł Niemcom, że u Gajurów mogą być ukryci Żydzi. W książce pan Siembida pisze, że to prawdopodobnie doniósł Dominik Kowalik, ale pani Władysława twierdzi, że to nie on, a ktoś z rodziny z którą Gajury były w dużym konflikcie, no i zapewne skłamał, gdyż ona nie kojarzy żadnych Żydów, którzy jakoby mieli się ukrywać u Gajurów. 

TVP3 w Panoramie Lubelskiej z dnia 1 czerwca 2020 stawia sprawę jasno: O tym, że we wsi u rodziny Gajurów mieszka żydowskie dziecko niemiecką żandarmerię poinformował jeden z tamtejszych mieszkańców.

Badania terenowe, jakie przeprowadziłam w maju 2023 wśród okolicznych mieszkańców i rodziny także wskazują na donos pochodzący z lokalnej wspólnoty.

We niewspomnianym już wydaniu Panoramy Lubelskiej poseł Kazimierz Choma z ramienia PiS słusznie mówi o heroizmie zamordowanej Józefy Gajur:

Polka w sposób bezprecedensowy z ogromną odwagą, bohaterstwem, raz że pomogła przy narodzeniu tego dziecka małego Lejborka w lesie, a później zginęła w płomieniach na skutek denuncjacji, bo niestety pomoc Żydom dla Polaków bardzo często kończyła się śmiercią.

Należałoby tylko dodać, że pomoc Żydom dla Polaków bardzo często kończyła się śmiercią ze względu na polski donos. Tomasz Żukowski dokonując krytycznej analizy pracy Ten jest z ojczyzny mojej. Polacy z pomocą Żydom 1939–1945 zaznacza, że pomoc Żydom należało ukrywać nie tylko przed niemieckim okupantem, ale także przed polskim otoczeniem. Członkom „Żegoty” groziło takie samo niebezpieczeństwo ze strony towarzyszy z konspiracji, jak osobom ratującym Żydów na prowincji ze strony sąsiadów i partyzantów. […] Z prowadzonych w ostatnich latach badań wynika, że polskie otoczenie było dla ukrywających się Żydów przede wszystkim zagrożeniem, a w skali społecznej solidarność dotyczyła nie tyle pomocy Żydom, ile przyzwolenia na Zagładę, korzystania z jej skutków, a także działań, które wpisywały się w eksterminacyjne poczynania nazistowskich Niemiec.

Nie bez powodu córka Józefy – Feliksa przyznała się tylko niewielkiej grupce osób, że ukrywali u siebie rocznego, żydowskiego chłopca, nie bez powodu nie wspominała o ukrywanym żydowskim dziecku nawet w gronie najbliższych, co potwierdza tekst Wielgusa Tutaj kończy się opowieść pani Władysławy [wnuczka Józefy Gajur D.M], która nie pamiętała (nie wiedziała?) żeby była mowa o jakimś żydowskim chłopczyku, oraz moje rozmowy z rodziną Feliksy. 

Z wyłączaniem wrogości wobec Żydów z obrazu polskiej wspólnoty mamy także do czynienia we wpisie opublikowanym zaraz po uroczystościach na stronie GRH im. Zieleniewskiego z 6 czerwca 2020 77 Rocznica Mordu Rodziny Gajurów, Majdan Obleszcze, 1 czerwca. Autor zadaje się neutralizować trudną pamięć związaną z polskim współudziałem w zbrodni:

Do tej pory nie wiadomo w jaki sposób Niemcy dowiedzieli się, że Gajurowie ukrywają Żydów. Nie wiadomo czy powodem napaści Niemców był mały Lejbuś, czy jak na to wskazuje duża liczba niemieckiej żandarmerii – podejrzenie działalności partyzanckiej (żandarmeria przyjęła postawę zachowawczą, nie weszli na teren gospodarstwa, co może sugerować, że spodziewali się oporu ze strony uzbrojonych partyzantów. Żandarmi otoczyli zabudowania i pociskami zapalającymi gęsto ostrzelali kryte słomą drewniane zabudowania, które w bardzo szybkim czasie doszczętnie spłonęły). W Majdanie Obleszcze i wśród rodziny pomordowanych jak i w piśmiennictwie krążą sprzeczne informacje kto wydał na śmierć Gajurów.

Marek J. Chodakiewicz, polski historyk zam. w USA pisze, że na tym terenie działali bardzo groźni agenci niemieccy. Jak podaje rekrutowali się spośród zdegenerowanego elementu przestępczego, członków przedwojennej Komunistycznej Partii Polski, jak i nowo-tworzonej przez Sowietów Gwardii Ludowej i Armii Ludowej, a także spośród ludności żydowskiej przewerbowanej do wyłapywania „współplemieńców”. Dlatego pomimo pewnych poszlak nie można mieć pewności kto doniósł. Do tragedii mogło przyczynić się zwykłe gadulstwo i zamiłowanie do plotkowania zwykłej ludności nieświadomej, że powtarzanie niesprawdzonych informacji i plotek może mieć tragiczne skutki. Jednak wchodzimy tutaj już w sferę domniemywań. Trzeba tu zachować proporcje, większą winę ponoszą ci, którzy rozpętali wojnę i dokonali tej zbrodni.

Choć w tej historii bezpośrednio do śmierci kobiety z dziećmi przyczynili się Niemcy, autor stara się odsunąć współodpowiedzialność Polaków za tragedię: jako potencjalni winni przytoczeni zostają agenci niemieccy, zdegenerowany element przestępczy, przedwojenni komuniści, członkowie GL, AL, Żydzi – a zatem ludzie, których nie sposób zaliczyć do narodowej (polsko-katolickiej) wspólnoty. Polacy mogliby to zrobić tylko nieświadomie, poza tym i tak większą winę ponoszą Niemcy. 

Polski donos jako przyczyna tragedii godziłby w pozytywny polsko-katolicki autowizerunek. Odsuwanie polskiego współsprawstwa zdaje się być reakcją na potrzebę uczynienia wydarzeń upamiętniających bardziej znośnymi. Jest to sposób na rozładowanie dyskomfortu, trudnej myśli o skazie na narodowym wizerunku. Czyni to także wójt gminy Szastarka Artur Jaskowski, który w swoim przemówieniu kwestię donosu ujmuje w ramach katolickiej wykładni, tym samym odsuwając skojarzenia donosicielstwa z Polakami: 

[…] myślę, że cześć i chwała tym osobom się należy, a potępienie właśnie takim ludziom, którzy za, tak jak Judasz, za marnych parę groszy wydali niewinne dzieci. 

Kościół katolicki we współczesnych uroczystościach pełnił ważną rolę. Odprawiona została msza święta w intencji zamordowanych, przedstawiciele Kościoła byli obecni zarówno na cmentarzu, jak na miejscu zbrodni. Postawa lokalnego kleru osiemdziesiąt lat temu, w innych warunkach politycznych, zdawała się jednak znacząco różnić od dzisiejszej, co nie zyskało rzecz jasna wydźwięku w obiegu oficjalnym, a co udało mi się ustalić dzięki badaniom terenowym:

Ta Gajurka to była tak zwaną akuszerką, porody przyjmowała […]
Tak do mnie [znajomy urodzony przed wojną – D.M] mówił: ksiądz nie pozwolił troje, tych chłopczyków i te babke do kościoła nawet wprowadzić. 
DM: A czemu? Bo Żyd był?
Za to, że Żyda przetrzymywała, a może za to, że może gdzieś jakieś ciąże usuwała, ktoś doniósł czy coś. […]
DM: To oni nie mieli wcześniej pogrzebu takiego?
Znaczy wyszedł tylko przed kościół i pokropił chyba wodą, a już na cmentarz nie poszedł.
DM: To wtedy w wojnę jeszcze, tak?
To wojna jeszcze była, tak.

 O pochówku Józefy z wnukami z tekstu Wielgusa dowiadujemy się niewiele:

W tym momencie przytoczę opowieść pani Władysławy Wojtalaś, wspomnianej już wcześniej, wnuczki Józefy Gajur. Pamiętała, że w tamten dzień (miała wtedy 13 lat) pod ich dom w Polichnie, podjechały dwie ciężarówki z policją niemiecką. Dwóch z nich wyskoczyło i podeszło do ojca pani Władysławy. Powiedzieli tylko, żeby jutro pojechał do Gajurów i posprzątał. Pomimo pytań pana Wieleby, nie powiedzieli mu o co chodzi. Pani Władysława pamiętała nawet nazwiska tych dwóch policjantów. Byli oni z polskiej policji, która z wiadomych względów, współpracowała z Niemcami. Nazywali się oni Bobrowski i Kawęcki. Może to nie ważne, ale przytaczam je tutaj. Ojciec pani Wojtalaś nie czekał do następnego dnia i natychmiast udał się na Kolonię Pasieka. To co ujrzał wstrząsnęło nim do głębi, ale wiedział, że musi wziąć się w garść i jakość zorganizować pochówek. Przy pomocy miejscowej ludności wydobył ze zgliszcz zabitych członków swojej rodziny. Stolarz z Polichny zrobił jedną, większą skrzynię do której złożono wszystkich razem i pochowano na cmentarzu w Wierzchowiskach.

Mogiła Józefy Gajur i jej wnuków przez lata była zatarta, jej lokalizacja wymagała sporo wysiłku piszą autorzy bloga

Po upamiętnieniu w 2019 r. miejsca niemieckiej zbrodni na rodzinie Gajurów w nieistniejącym dziś przysiółku Kolonia Pasieka, przyszedł czas na odnalezienie zatartej mogiły na wierzchowskim cmentarzu i jej odtworzenie. Tragedia ta rozegrała się 1.06.1943 r. Po spaleniu gospodarstwa zniknął po niej widomy znak, co spowodowało szybkie zapomnienie o niej przez lokalną społeczność. Dodatkowo przyczyniło się do tego jej potworne okrucieństwo. Ludzie podświadomie wypierali to traumatyczne wydarzenie z pamięci.

Powodem zaniedbania mogiły oraz wypierania traumatycznych wydarzeń przez lokalną społeczność mogło być nie tylko potworne okrucieństwo dokonanej zbrodni, ale udział w niej Polaków – polskich policjantów granatowych, polskich kolaborantów, ale także stosunek lokalnych przedstawicieli Kościoła Katolickiego do zamordowanych, jaki zademonstrowano całej społeczności podczas okupacyjnego pochówku.

Z kolei o miejscu zagrzebania zwłok Lejbusia Busztyna pisze Mirosław Wielgus w cytowanym już artykule:

Obie (babcia kiedy jeszcze żyła i moja mama obecnie) twierdziły, że były tam na pewno zwłoki malutkiego dziecka, które było Żydem, gdyż nie zostało ono pochowane razem z pozostałymi, tylko zakopane na polu Gajurów ok. 150 m od domu przy miedzy granicznej łączącej Kolonię Pasiekę i Majdan-Obleszcze. Przez kilka lat stał w tym miejscu mały, brzozowy krzyż. Kilka osób deklaruje, że jest w stanie wskazać to miejsce, oczywiście mniej więcej. Ustaliłem do kogo obecnie należy ten grunt. Jego właścicielem jest rodzina Buconiów z Starych Moczydeł. Pan Bucoń twierdzi, że w tym miejscu ponoć straszyło. Kilkoro ludzi miało tego doświadczyć. Krążą o tym ciekawe a nawet przerażające historie ale nie będę o tym pisał.

Udało mi się porozmawiać z kilkoma osobami, które straszenia w tej okolicy doświadczyły osobiście. Pojawiły się opowieści o krzykach i płaczu dziecka, kobiecej zjawie robiącej pranie w sadzawce czy gubieniu drogi. Jak zwraca uwagę Roma Sendyka niedopełnienie zasad ustanowienia symbolicznej i fizycznej bariery między żywymi, a umarłymi może spowodować, iż duch pozostanie „i będzie nękać najbliższych”, żądając swoich praw do rytuału przejścia.

W 2014 roku matka Lejby, która przeżyła wraz z mężem wojnę ukrywając się w lasach przyjechała do Polski i próbowała odnaleźć miejsce zagrzebania syna: Ryfka chciała także odnaleźć miejsce pochówku swojego dziecka, lecz żadna z osób, które wtedy się z nią zetknęły, nie potrafiły wskazać, gdzie może leżeć Lejbuś. Kobieta ani mieszkańcy nie byli w stanie sprostać zadaniu, ponieważ miejsce to zostało zaorane. Obecnie rosną tam porzeczki. 

W 2020 roku GRH im. Zielniewskiego na swoim blogu wyraziła chęć odnalezienia i upamiętnienia miejsca zakopania Żyda. Wydaje mi się jednak, że dokładne ustalenie miejsca jego zagrzebania z racji upływu czasu, zwęglenia szczątków oraz wieloletniej uprawy rolnej dokonywanej na tym terenie może być niemożliwe, nie oznacza to jednak niemożności stosownego upamiętnienia żydowskiego dziecka. 

Trzy lata po deklaracji upamiętnienie Lejby wciąż ramowane jest poprzez znak krzyża, a sposób ujęcia jego śmierci, polskich dzieci i ich babci pozwala na bezkrytyczne świętowanie Narodowego Dnia Pamięci Polaków Ratujących Żydów pod Okupacją Niemiecką.

Środki formalne

Do stworzenia pracy posłużyły mi elementy, jakie odnalazłam w miejscu opisywanej tragedii podczas badań terenowych w 2022 r. W żywicy zatopiony został owoc gruszy jaki spadł z drzewa, które rosło przy gospodarstwie Gajurów. Rewers medalu tworzą drobiny przetopionej łuski naboju, pochodzącej z wystrzału salwy honorowej wykonanej podczas uroczystości. Drewniany stojak został uformowany z gałęzi tego samego drzewa. Grusza przetrwała do dzisiejszych czasów i jak piszą inicjatorzy upamiętnienia stała się wyznacznikiem tego miejsca, będąc pomnikiem wołającym o pamięć. Obiektowi towarzyszy ścieżka audio z wystrzałem salwy honorowej.